piątek, 17 maja 2013

Rozdział 38

Klaudia :
Gdy byliśmy w szpitalu i czekaliśmy, aż nam coś powiedzą, przyszli Marco, Mario i Leitner. Ucieszyłam się na widok Goetzego, ale też się bałam. Zapytał się czy możemy pogadać, zgodziłam się. Odeszliśmy od chłopaków, ustaliśmy w jakimś kącie. Zapadła niezręczna cisza, ale mój mąż postanowił ją przerwać.
- Czemu mi to zrobiłaś ? - zapytał wpatrując się w podłogę.
- To on się na mnie rzucił - odpowiedziałam.
- Mogłaś go odepchnąć, a ty jeszcze odwzajemniłaś ten pocałunek.
- Próbowałam, był za silny, uwierz mi - z moich oczu spłynęły łzy.
- Wierzę Ci, ale nie ufam jak dawniej - spojrzał na mnie i otarł moje łzy. Nasze twarze były bardzo blisko.
- Przepraszam ... - wyszeptałam. Pocałował mnie niepewnie, ale nasze języki splotły się i nasze pocałunki stawały się coraz bardziej zachłanne.
- Tęskniłem - powiedział między pocałunkami i mnie mocno przytulił.
- Ja też, brakowało mi Cię.
- Kocham Cię - powiedział patrząc mi prosto w oczy.
- Ja Ciebie też - posłałam mu uśmiech.
- Jak się czujesz ? Jak maleństwo ?
- Jak na razie dobrze, dzisiaj mam USG, idziesz ze mną ? - zapytałam.
- Oczywiście - pokazał swoje śnieżnobiałe zęby.
- Choć wracamy, może coś już wiedzą - rzuciłam. Nasze palce się splotły i ruszyliśmy do naszych przyjaciół. Gdy znaleźliśmy się koło chłopaków, patrzyli się jakby zobaczyli duchy.
- Co jest ? - zapytałam zdezorientowana.
- Nareszcie wróciliście do siebie - powiedział Lewandowski - Weronika się ucieszy.
- Wiem - posłałam mu uśmiech.
- To dzięki niej przejrzałem na oczy - podsumował Goetze.
- Dobra, dobra - zaśmiał się Reus.
- Coś wiadomo ? - zapytał mój ukochany.
- Nie - odpowiedział Mo. Usiedliśmy na krzesełkach, wtuliłam się w Mario, brakowało mi jego ciepła.
Robert :
Gdy Mario i Klaudia wrócili do nas w objęciach to się ucieszyłem. Mijały kolejne minuty, a ja nadal nic nie wiedziałem. Po 2 godzinach wyszedł do mnie Paweł.
- Robert - zawołał mnie.
- Tak ? - jak poparzony zerwałem się z krzesła i podszedłem do niego.
- Gratuluje synka - posłał mi uśmiech.
- Co ?! Ale jak to ? Termin porodu ma dopiero za niecały miesiąc. - zdziwiłem się, ale i ucieszyłem.
- Tak masz rację , ale musieliśmy zrobić cesarskie cięcie, ponieważ Weronika podczas operacji wykrwawiała się i musieliśmy jak najszybciej uratować dziecko, ponieważ mogło umrzeć - odpowiedział, a po moich policzkach popłynęły łzy szczęścia, że mam synka.
- A co z Weroniką?
- Jak już mówiłem wykrwawiała się na stole, ale udało nam się opanować sytuację, ale straciła dużo krwi. Otarła się o śmierć - odparł.
- Dziękuje za wszystko - przytuliłem się do niego. - A czy operacja ...
- Usunięto guza, a teraz Cię przepraszam, ale muszę iść do twojego syna, zrobić mu badania. - rzucił i odszedł. Wróciłem do przyjaciół cały zapłakany ze szczęścia jak i ze strachu.
- Lewy co jest ? - zapytał zdenerwowany Reus.
- Mam syna ! - krzyknąłem.
- Gratuluje ! - każdy z nich mi pogratulował.
- A co z Weroniką ? - zapytała Klaudia.
- Usunęli jej guza i żyję, ale mogła umrzeć - oznajmiłem.
- Wiedziałam, że da radę - ucieszyła się na wieść, że jej najlepsza przyjaciółka żyję. Z bloku operacyjnego wyszedł lekarz, a za nimi pielęgniarki z łóżkiem, na którym leżała moja ukochana.
- Panie Lewandowski - powiedział doktor.
- Tak ? - zapytałem.
- Wszystko się udało, ale teraz pańska narzeczona musi spędzić 3 tygodnie w szpitalu, aby dojść do siebie.
- Dobrze, a kiedy mogę ją zobaczyć ?
- Jak się obudzi - posłał mi uśmiech i odszedł.
- Co Ci powiedział ? - dopytywał Moritz.
- Że musi zostać na 3 tygodnie w szpitalu - odpowiedziałem.
- Wyzdrowieje - płożył rękę na moim ramieniu.
- My już będziemy się zbierać, ale jak coś się będzie działo to masz do nas zadzwonić - rzuciła Klaudia.
- Dobrze - pożegnałem się z nimi jak i z Reusem i Moritzem. Zostałem sam, poszedłem do bufetu, aby coś zjeść. Gdy zjadłem posiłek wróciłem na salę, do Weroniki. Usiadłem na krzesełku, złapałem jej dłoń i czekałem, aż się obudzi. Przypomniałem sobie, że muszę poinformować kolegów z kadry, więc wyjąłem telefon i napisałem sms'a do Wojtka.
" Operacja się udała, usunęli guza :) "
Długo nie musiałem czekać na odpowiedź :
" No nareszcie ! Wszyscy tu czekali jak na szpilkach na wiadomość od Ciebie :) Wiedziałem, że wszystko będzie dobrze :D "
Odpisałem mu najważniejsze :
" Ale to jeszcze nie koniec. Mam SYNA ! "
Dostałem odpowiedź :
" No to gratulację ! :) Dobra ja kończę, bo idziemy na trening :) "
Już nic mu nie odpisałem. Czekając tak, aż moja ukochana się obudzi, zrobiłem się senny i po chwili zanurzyłem się w sen.
Weronika :
Obudziłam się cała obolała w sali. Strasznie bolała mnie głowa, na nogach czułam straszny ciężar. Lekko podniosłam głowę i ujrzałam śpiącego Roberta. Delikatnie poruszyłam nogami i wtedy obudziłam Lewandowskiego.
- Kochanie - spojrzał na mnie.
- Robert - powiedziałam z lekką trudnością . - Czy ....
- Tak wszystko się udało - posłał mi uśmiech. - Nawet urodził nam się synek.
- Co ? Naprawdę ? - popłakałam się ze szczęścia.
- Tak - przytulił mnie.
- Tak się ciesze - wtuliłam się w niego. 
- Jak się czujesz kotku ? 
- Wszystko mnie boli, a najbardziej to głowa.
- Wszystko wróci do normy - odpowiedział.
- A kiedy będę mogła wyjść ? - zapytałam.
- Za 3 tygodnie, ponieważ musisz dojść do siebie - odpowiedział na moje pytanie. Usłyszeliśmy pukanie do drzwi i po chwili weszła pielęgniarka z naszym synkiem.
- Dzień dobry państwu, przyprowadziłam waszą pociechę - weszła do środka i dała Robertowi naszego szkraba.
- Jaki malutki - powiedział Robert, po czym po jego policzku popłynęła łza szczęścia. Dal mi malucha na ręce.
- Jaki on piękny - nie mogłam uwierzyć, że to nasze maleństwo. - Będziesz moim oczkiem w głowie - pocałowałam go w czółko.
- Jak mu damy na imię ? 
- Nikodem, co o tym sądzisz ? - zapytałam patrząc na narzeczonego.
- Bardzo ładnie - posłał mi uśmiech. - Cześć Nikodem, jestem twoim tatusiem, a to twoja mamusia - i wtedy na małej buźce Nikodema pojawił się uśmiech.
- Poznał nas - powiedziałam pełna szczęścia. Był taki malutki i kruchy. Wpatrywałam się w niego jak w obrazek. 
- Jest śliczny jak jego mamusia - powiedział Lewy po czym dał mi i Nikodemowi buziaka w czoło. 
- A nos to ma po tatusiu - zaśmiałam się. Przez kilka godzin siedzieliśmy na łóżku i wpatrywaliśmy się w Niko. Postanowiliśmy, że będziemy mówić na niego Niko, ponieważ jest to krótsze. Robert oczywiście porozsyłał sms'y, że ma syna i po chwili w mojej sali było pełno osób, przede wszystkim  chłopaków z BVB. Nawet trener ze swoją żoną przyszedł i tak spędziliśmy miło popołudnie. Gdy wszyscy poszli ode mnie, to przyszli Klaudia i Mario.
- Cześć kochana ! - ucieszyła się Klaudia na mój widok i mocno mnie przytuliła. Dobrze, że nie miałam synka na rękach, bo jakbym miała to by go i mnie udusiła.
- Cześć - posłałam jej uśmiech.
- Pokarz mi twoją pociechę - rzuciła i podeszła do napastnika Borussii. - Jaki on słodki ! Aż chce go się schrupać - zaśmiała się.
- Cała mamusia, bo po tatusiu co nic nie ma - rzucił Mario.
- Zobaczymy jak ty będziesz miał dzieci, też będę podobne do Klaudii, bo po tobie nic nie odziedziczą, bo jesteś za brzydki - Lewy pojechał Mario, aż go zatkało.
- Dobra 5 latki, koniec - zarządziłam. - A właśnie miałaś dzisiaj USG i jak ?
- Zdrowe są - posłała mi uśmiech.
- Zdrowe ? - zdziwiłam się.
- A no nic Ci nie powiedziałam. Będziemy mieli bliźniaki.
- Wow to nieźle Mario się spisał - zaśmiał się mój ukochany.
- Gratuluje - przytuliłam przyjaciółkę. - Możemy pogadać ?
- Jasne - odpowiedziała.
- To my pójdziemy po coś do jedzenia - oznajmił Robert i podał mi Niko, i wyszli.
- Wróciliście do siebie ? - zapytałam.
- Tak, pogodziliśmy się, a to tylko dzięki Tobie - dała mi buziaka.
- Drobiazg - zaśmiałam się - Jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie, mam wspaniałego narzeczonego i Nikodema. Kocham ich.
- Cieszę się twoim szczęściem - posłała mi uśmiech. Wrócili piłkarze z jedzeniem i piciem, zjedliśmy to co nam przynieśli. Siedzieli jeszcze u nas jakieś 10 minut, potem pojechali do domu.
- Kotek ja też już będę się zbierał, bo jest dość późno - powiedział i pożegnał się ze mną i z Nikodemem. Po chwili przyszła pielęgniarka i zabrała malucha do innej sali. Byłam bardzo zmęczona tym wszystkim i zasnęłam.
************************************************************
No mamy już 38 rozdział :) Tak jak chcieliście, wszystko się udało <3 Każdy komentarz mi dawał mocy, aby napisać kolejny rozdział i za to wam dziękuje <3
CZYTASZ = KOMENTUJESZ <3

środa, 15 maja 2013

Rozdział 37

Śniło mi się, że Kamil spowodował wypadek samochodowy, w którym znajdowała się wraz z Robertem. Przestraszyłam się i gwałtownie zerwałam się z miejsca.
- Kochanie, co się stało ? - zapytał zmartwiony Lewy, który siedział na miejscu Klaudii.
- Nie nic, to tylko zły sen - posłałam mu uśmiech na uspokojenie. - Za ile będziemy w Dortmundzie ?
- Zaraz wjeżdżamy - rzuciła Klaudia.
- Od razu jedziemy do szpitala, czy jeszcze zajeżdżamy do domu ? - wypytywałam się.
- Zajedziemy jeszcze do domu, ja wezmę dla Ciebie jakieś ubrania i później do szpitala - odpowiedział piłkarz. Wjechaliśmy do Dortmundu i pojechaliśmy pod mój dom.
- Poczekajcie w samochodzie, ja zaraz wrócę - powiedział Lewy wychodząc z auta. Po 5 minutach był z powrotem z torbą. Ruszyliśmy do szpitala, znaleźliśmy się tam już po 15 minutach.
- Jesteśmy na miejscu, wysiadka - posłała nam uśmiech żona Mario. Próbowałam wysiąść z pojazdu, ale mój organizm i stan zdrowia na to nie pozwalał.
- Nie dam rady iść o własnych siłach, nawet nie mogę wysiąść z auta - powiedziałam ze smutkiem na twarzy.
- Poczekaj, wezmę Cię - oznajmił Robert i jak powiedział tak zrobił. Wziął mnie na ręce.
- Nie wiem co bym bez Ciebie zrobiła - wyszeptałam mu do ucha, a po policzku spłynęła mi łza.
- Wiesz, że Cię nie zostawię - powiedział - I czemu płaczesz ?
- Ze szczęścia, że mam Ciebie. Kocham Cię - pocałowałam go w policzek.
- Ja też Cię kocham - odwzajemnił buziaka. Weszliśmy do szpitala i od razu w naszą stronę ruszyła pielęgniarka z wózkiem. Mój narzeczony posadził mnie na nim i ruszyliśmy do recepcji.
- Dzień dobry, nazywam się Lewandowski i ... - nie skończył, ponieważ pielęgniarka mu przerwała.
- Sala numer 310, drugie piętro - posłała nam uśmiech. - Przyjdzie do państwa lekarz i ginekolog.
- Dziękujemy - również posłałam jej uśmiech. Tak jak nas pokierowała tak poszliśmy. Po chwili byliśmy już w sali.
- Ja zaraz przyjdę, pójdę po coś do jedzenia i picia, chcecie coś ? - zapytała przyjaciółka.
- Ja nic  nie chce, a ty kotku ? - spojrzał na mnie napastnik.
- Napiłabym się czegoś - odpowiedziałam.
- Okej, zaraz będę - uśmiechnęła się i wyszła zostawiając mnie samą z Lewym.
- Kotek, chodź położysz się - wziął mnie na ręce i położył na łóżku. Zrobiłam mu miejsce i sam się położył koło mnie.
- I znowu w szpitalu. Ja już tego mam wszystkiego dosyć, nie mogę normalnie funkcjonować i do tego jeszcze ty nie możesz normalnie żyć, bo ciągle jesteś ze mną, w szpitalu - do moich oczu napłynęły łzy. - Jestem tylko ciężarem.
- Nawet nie warz mi tak mówić i myśleć. Nie jesteś dla nikogo ciężarem i ty dobrze o tym wiesz. Niedługo wszystko wróci do normy - powiedział po czym otarł łzy, które spływały mi po policzkach i mocno mnie przytulił. W tym samym czasie do pomieszczenia weszła Klaudia z jedzeniem i piciem.
- Proszę - podała mi butelkę wody.
- Dziękuje - wzięłam od niej wodę i napiłam się. Rozmawialiśmy i śmialiśmy się ze wszystkiego, choć na moment mogłam zapomnieć o tym wszystkim. Miłą atmosferę przerwali nam lekarze.
- Cześć Robert - do sali wszedł Paweł i przywitał się z Lewym - Hej Weronika.
- Cześć - odpowiedzieliśmy równocześnie.
- Pani Weroniko ja jestem Matthias i przeprowadzę pani operację - posłał mi uśmiech.
- Dzień dobry - przywitałam się.
- Będziemy powoli przygotowywać panią do zabiegu i proszę państwa o opuszczenie sali - te słowa skierował do moich najbliższych.
- Dobrze - odpowiedział Robert i wyszli. Lekarze zaczęli podłączać do mnie sprzęt i ruszyliśmy na salę operacyjną. Na korytarzu czekała Klaudia z Robertem, gdy tak jechaliśmy przez korytarz podeszli do mnie.
- Kotku wszystko będzie dobrze, zobaczysz - Lewy dodał mi otuchy po czym na moich ustach zagościł jego pocałunek.
- Będziemy tu na Ciebie czekać - wtrącił moja przyjaciółka.
- Przepraszam, ale my musimy już jechać - powiedział lekarz, po czym ruszyliśmy dalej. Wjechałam do sali operacyjnej i przeniesiono mnie na stół  operacyjny. Moje oczy raziło mocne światło i nic więcej nie pamiętam, ponieważ zasnęłam.
Robert :
Gdy byliśmy już w Dortmundzie, pojechaliśmy do Weroniki domu, a potem do szpitala. Musiałem moją ukochaną nieść na rękach do szpitala, ponieważ nie miała siły iść sama. Gdy tylko weszliśmy do środka, od razu w naszą stronę ruszyła pielęgniarka z wózkiem i posadziłem narzeczoną na nim. Pokierowali nas do sali i po chwili już tam byliśmy. Położyłem na łóżku Weronikę, a ta zrobiła mi miejsce, abym sam się położył koło niej. Powiedziała mi , że jest dla wszystkich ciężarem, ale to nie prawda. Dołączyła do nas Klaudia i rozmawialiśmy o wszystkim. Przez ten krótki moment mogłem się nacieszyć uśmiechem, prawdziwym uśmiechem Weroniki, który zagościł na jej twarzy. Po jakimś czasie przyszli do nas lekarze i kazali nam wyjść, ponieważ musieli ją przygotować. Po jakiś 10 minutach wyjechali z sali i pojechali na salę operacyjną. Ja wraz z Klaudią czekałem w poczekalni. Nie mogłem usiedzieć w miejscu, chodziłem w tą i wew-tą.
- Robert siadaj, bo zaraz te cenne nóżki stracisz - powiedziała Klaudia.
- Racja - odparłem i z powrotem usiadłem na krzesło. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i zacząłem oglądać moje zdjęcia z Weroniką. Nagle dostałem sms'a od Wojtka :
" Hej stary, i jak tam Weronika ? "
Nie chciałem go i innych kadrowiczów trzymać w niepewności, i mu odpisałem :
" Hej. Na razie nic  nie wiem  bo niedawno ją zabrali na blok operacyjny, jak będę coś wiedział to dam Ci znać. "
Dostałem odpowiedź :
" Okej :) Wszystko będzie dobrze. "
Nic mu na to nie odpisałem. Schowałem telefon z powrotem do kieszeni. Wpatrywałem się w jeden punkt. Czas niesamowicie się dłużył, nikt nic  mi nie mówił. Nagle na blok operacyjny wbiegł Paweł, zdenerwowałem się, ponieważ nie wiedziałem o co chodzi. Mijały godziny i nadal nic nie wiedziałem, lekarze jak i pielęgniarki wychodziły i wchodziły do sali, a gdy podchodziłem do nich i się pytałem o moją narzeczoną to nic mi nie odpowiadali. Do szpitala przyszli Reus, Mario, Moritz i innych piłkarzy Borussii.
- A co wy tu robicie ? - zapytałem zdziwiony ich widokiem.
- Przyszliśmy, bo nie chcemy Cię zostawić tak samego - powiedział Marco.
- Ale wy macie zgrupowanie.
- Poradzą sobie bez nas - wtrącił Mario.
- Wiadomo już coś ? - zapytał mąż Klaudii.
- Nie - odpowiedziała przyjaciółka mojej ukochanej.
- Możemy pogadać ? - rzucił Mario.
- Tak - odpowiedziała i odeszli od nas ....
**********************************************************
Rozdział jest beznadziejny :< Powoli tracę wenę :< A nie chce tego :< Dzisiaj na wf zrobiłam sobie coś w kostkę i cholernie mnie boli :< 
CZYTASZ = KOMENTUJESZ <3

piątek, 10 maja 2013

Rozdział 36

- No więc, stan pani Weroniki znacznie się pogarsza - powiedział.
- Czyli to oznacz ? - nie byłem niczego pewien.
- Oznacza to, że musi zostać jak najszybciej przeprowadzona operacja, ponieważ jak będziemy z tym zwlekać, pańska narzeczona może umrzeć razem z dzieckiem.
- Nie pozwolę na to - mimowolnie płynęły mi łzy z oczu. - Jutro zabieram ją do Dortmundu.
- Dobrze, musi pan wypełnić te papiery - podał mi kilka kartek papieru i długopis. Bez zastanowienia wypełniłem je.
- Będę jutro o 7:30 - rzuciłem i wyszedłem z gabinetu. Przytłoczony tą całą sytuacją ruszyłem do sali Weroniki. Wszedłem do środka i bez słowa usiadłem na krzesło przy łóżku. Dziewczyny zauważyły, że coś jest nie tak.
- Robert co jest ze mną ? - zapytała moja narzeczona.
- Nie nic - okłamałem ją.
- Robert czemu mnie okłamujesz ? - usiadła na łóżku. - Spójrz na mnie - podniosła moją głowę na wysokości swojej.
- Bo nie chce w to wierzyć. To jest tylko koszmar, z którego się zaraz obudzę ! - rozkleiłem się.
- Ciii .... - przytuliła mnie do siebie.
- Może zostawię was samych - wtrąciła Klaudia.
- Nie - odparłem. - Jutro wracamy do Dortmundu.
- Co ? Ale jak to ? - zapytała zdezorientowana Weronika.
- Musimy.
- Nie, nie zgadzam się ! Przeze mnie nie będziesz rzucał wszystkiego. Przecież wiem jaki ten mecz jest dla Ciebie ważny i nie pozwolę, aby Cię ominął - wkurzyła się.
- A ja nie pozwolę, abyś umarła, abyście wy umarli ! - krzyknąłem.
- Czemu myślisz, że umrzemy ?
- Ponieważ jak nie przejdziesz szybko operacji, możesz umrzeć, a ja  nie chce tego rozumiesz ?! W tej chwili to ty i dziecko jesteście dla mnie najważniejsi, a nie mecz ! - ciągle płakałem, nie mogłem tego powstrzymać.
- Rozumiem - ponownie mnie przytuliła - Proszę Cię nie płacz - głaskała mnie po głowie i poczułem, że też zaczęła płakać. Podniosłem głowę i ją pocałowałem.
- Kochanie ja będę jechał, bo muszę nas jeszcze spakować - posłałem jej wymuszony uśmiech.
- No dobrze - odwzajemniła gest.
- Będę jutro o 7:30, pa kotku - pocałowałem ją czule.
- Pa - odwzajemniła pocałunek. Wraz z Klaudią wyszliśmy od nie, zamówiłem taxi i pojechaliśmy do hotelu. W trakcie drogi żadne z nas się nie odezwało, gdy nagle :
- Nie martw się, wyjdzie z tego - powiedziała menagerka BVB i poczułem jej dłoń na moim ramieniu.
- Mam taką nadzieje - odpowiedziałem. Po chwili byliśmy już pod hotelem, zapłaciłem kierowcy i ruszyliśmy do wejścia. Od drzwi było słychać śpiewy chłopaków, postanowiliśmy tam pójść. W restauracji zastaliśmy całkiem pijanych chłopaków, tylko trener był jeszcze trzeźwy, podszedłem do niego :
- Trenerze możemy porozmawiać ? - zapytałem.
- Jasne - posłał mi uśmiech.
- Muszę wracać jutro do Dortmundu ze względu na Weronikę i nie mogę zagrać w meczu z San Marino - rzuciłem.
- Kurdę, szkoda, ale rozumiem powagę sytuacji i dlatego Cię puszczam.
- Dziękuje trenerze - uścisnąłem jego dłoń - Przekaże pan jutro to chłopakom, bo teraz - spojrzałem na czołgających się kolegów
- Oczywiście, a teraz już idź - pożegnałem się i udałem do pokoju. Najpierw spakowałem polkę, a później siebie. Gdy już to zrobiłem, poszedłem wziąć prysznic i poszedłem spać.
Weronika :
Gdy Robert poszedł razem z lekarzem do gabinetu i cała kadra opuściła pomieszczenie, zostałam sama z Klaudią.
- Jak się czujesz ? - zapytała.
- Szczerze mówiąc to coraz gorzej - posmutniałam.
- To czemu powiedziałaś Lewemu, że lepiej ?
- Ponieważ nie chce, aby się martwił, bo za kilka dni ponownie ma mecz.
- Ale wiesz, że prędzej czy później się dowie od lekarza - spojrzała na mnie.
- Tak wiem, ale mam nadzieję, że nie dzisiaj - odparłam.
- A jak tam dzidziuś ? - zapytała przyjaciółka.
- W sumie to nie wiem, ale wiem jedno, że żyje, bo daje o sobie znak - zaśmiałam się.
- Zobaczysz wszystko będzie dobrze, będziecie wspaniałą rodziną - przytuliła mnie.
- Mam taką nadzieje - wyszeptałam. - Jak tam u Ciebie ?
- Nijak - odpowiedziała ze smutkiem - Próbowałam z nim porozmawiać, dzwoniłam do niego, ale bez skutku.
- Jeszcze z tego nie ochłonął, jak się uspokoi to na spokojnie pogadacie - posłałam jej uśmiech.
- Ja go nie chce stracić ! Kocham go nad życie - rozpłakała się, mocno ją przytuliłam.
- Nie stracisz - wyszeptałam, w tym samym momencie do sali wszedł Robert taki nieobecny i przygnębiony. Bez słowa usiadł na krześle, spytałam się go o co chodzi choć i tak wiedziałam, ale nie wiedziałam, że aż tak źle. Jutro wracamy do Niemiec, do Dortmundu i tam będę miała operację. Postanowili, że już będą wracać do hotelu, ponieważ muszą się spakować.
- Klaudia, a ty z nami wracasz ? - zapytałam.
- Tak, jeśli nie macie nic przeciwko - spojrzała na mnie i Lewego.
- Jasne, że możesz wracać z nami - posłał jej uśmiech, napastnik BVB i reprezentacji. Z sali wyszła Klaudia i zostałam sama z Robertem.
- Kochanie zaopiekuj się nią, bo ona jest tym wszystkim załamana - poprosiłam mojego narzeczonego.
- Oczywiście, a ty odpoczywaj - pocałował mnie i wyszedł. Przez chwilę wpatrywałam się w okno i myślałam na moim sensem życia. Po mimo tej choroby to i tam mam dla kogo dalej żyć. Próbowałam zasnąć, ale bez skutku, więc włączyłam telewizor i akurat leciał mecz Niemcy - Kazachstan. Zdążyłam na drugą połowę, gdzie Niemcy wygrywali 2:0. Do końca meczu utrzymał się taki wynik i te dwa gole strzelił Mario i Marco. Od razu po spotkaniu złapałam za telefon i zadzwoniłam do Reus'a. Po dwóch sygnałach odebrał :
- Halo ? - krzyknął, ponieważ można było się spodziewać, że będzie głośno.
- Hej Marco - uśmiechnęłam się do komórki.
- Hej Weronika.
- Gratuluje wygranej i gola - rzuciłam.
- A no dziękuje - zaśmiał się - Słyszałem, że leżysz w szpitalu, co Ci jest ?
- To nie jest temat przez telefon, jutro wracamy do Dortmundu - powiedziałam. - Jest tam gdzieś koło Ciebie Mario ?
- Ale ... - przerwałam mu.
- Nie ma żadnego, ale. Dawaj mi tego Goetzego - zaśmiałam się.
- Cześć Weronika - usłyszałam głos piłkarza.
- Hej - odparłam. - Gratuluje bramki i zwycięstwa.
- Ja bym nie strzelił bramki ? Tak się nie da - zaśmiał się. - Dzięki.
- Ależ ty skromny.
- Wiadomo - zaśmiał się. - Weronika ?
- Tak ? - zapytałam.
- Jak tam u Klaudii ? - trochę zdziwił mnie tym pytaniem.
- Pytasz się jak tam u Klaudii ?! - krzyknęłam - Mario ona jest w ciąży ! Ona nie może się teraz stresować, a ty jej to utrudniasz. Wiem, że jesteś wściekły i cierpisz dlatego, że Klaudia pocałowała się z  Igorem, ale to  nie jej wina, to on się na nią rzucił. Proszę Cię przemyśl jeszcze ten rozwód, ona naprawdę Cię kocha, rozumiesz ? - wkurzyłam się na niego.
- Rozumiem, ale skrzywdziła mnie - słyszałam po jego głosie, że posmutniał. - Też ją kocham.
- To nie rozumiem czemu chcesz wziąć ten rozwód ?
- Bo nie wiem czy jej jeszcze ufam.
- Przemyśl to jeszcze - powiedziałam. - Ja już muszę kończyć, papap i jeszcze raz gratuluje.
- Dzięki, papap - pożegnał się i rozłączył. Odłożyłam telefon na półkę obok łóżka. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
Następnego dnia :
Obudziło mnie łaskotanie. Niechętnie otworzyłam oczy i zobaczyłam leżącego koło mnie Roberta.
- Pora wstawać śpiochu - na przywitanie dostałam soczystego buziaka w policzek.
- Jeszcze chwilę - odparłam zaspana z lekkim uśmiechem.
- Nie kotek, nie możesz - ściągnął ze mnie kołderkę.
- Ej ! - zaśmiałam się.
- Trzymaj, tu masz ubrania. Ja idę do lekarza, a ty masz się przebrać - pocałował mnie i wyszedł. Jak mi kazał tak zrobiłam. Poszłam do łazienki i przeraziłam się swojego odbicia. Byłam strasznie blada i schudłam. Przebrałam się, uczesałam i zrobiłam lekki makijaż, aby zakryć wory i sińce pod oczami. Wyszłam z łazienki, a tam czekał już na mnie mój ukochany.
- Pięknie wyglądasz - podsumował.
- Dziękuje - posłałam mu uśmiech.
- Gotowa ? 
- Tak - odparłam. Podeszłam do niego, złapałam za rękę i wyszliśmy z sali. - Gdzie jest Klaudia ?
- Czeka na nas na dole - odpowiedział.
- Czemu nie weszła na górę ? - zdziwiłam się.
- Zadzwonił do niej Mario.
- Mam nadzieję, że przemyśli to co mu powiedziałam.
- Gadałaś z nim wczoraj ? - popatrzył na mnie.
- Tak, zadzwoniłam do nich po meczu - odpowiedziałam. - Dobra nie gadajmy teraz o tym.
- Jak chcesz - posłał mi uśmiech. Wyszliśmy ze szpitala i skierowaliśmy się do auta Lewandowskiego.
- No nareszcie, co tak długo ? - moja przyjaciółka była taka rozpromieniona.
- A Ci co ? - zapytałam.
- To już człowiek nie może być uśmiechnięty ?
- To coś związane z Goetze, zgadłam - posłałam jej swój wredny uśmieszek.
- Można tak powiedzieć - zaśmiała się.
- Dobra dziewczyny, pogadacie sobie w samochodzie - wtrącił się piłkarz. Wsiedliśmy do pojazdu, ja siedziałam sama z tyłu, bo stwierdzili, że będę mogła się położyć jak będę zmęczona. Oni usiedli z przodu, Lewy za kierownicą, a Klaudia na siedzeniu obok. Ruszyliśmy w drogę, Podczas drogi rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Po jakiś dwóch godzinach poczułam się senna i postanowiłam, że się zdrzemnę. Śniło mi się, że ....
*******************************************
No i macie 36 rozdział :) Jak wiecie każda historia ma swój początek jak i koniec, i tak samo jest z tą historią :( Pomału zbliżam się do końca :< 
Jeju jutro trzymajcie za mnie kciuku, ponieważ mam konfrontację taneczne ! Stresuje się max ;o 
CZYTASZ = KOMENTUJESZ <3 


poniedziałek, 6 maja 2013

Rozdział 35

- Pańska narzeczona ma raka mózgu - jak usłyszałem te ostatnie dwa słowa to nie wierzyłem w to co słyszę, ale jednocześnie mój świat zaczyna się walić.
- Co ?! Ale jak to raka ?! - krzyczałem.
- Proszę się uspokoić - rzucił doktor.
- Jak mam się uspokoić, jeśli moja narzeczona może umrzeć !
- Nerwy jej nie pomogą.
- A co z dzieckiem ? - zapytałem z obawą.
- Jej ciąża jest zagrożona tak samo jak jej życie, ponieważ rak może w każdej chwili spowodować śmierć - z moich oczu poleciał strumień łez. - Dlatego też musi przejść jak najszybciej operację.
- To na co wy czekacie ? - zapytałem zdziwiony.
- Niestety my nie możemy podjąć się tej operacji, ponieważ pani Weronika nie mieszka w Polsce i musi przejść zabieg w Dortmundzie, ale dlatego, że pan ma mecze zatrzymamy ją na obserwację i jak pan skończy zgrupowanie, pojedzie do Niemiec - posłał mi uśmiech.
- Dziękuje - uścisnąłem jego dłoń - Mogę ją zobaczyć ?
- Tak, druga sala na lewo - pokierował mnie, a ja udałem się. Uchyliłem lekko drzwi i zobaczyłem Weronikę. Wszedłem do środka i podszedłem do jej łóżka. Spała, więc nie chciałem jej budzić tylko usiadłem na krzesełku przy łóżku. Wpatrywałem się w nią i czekałem, aż się obudzi. Złapałem jej rękę i w tym momencie się przebudziła.
- Robert ? - zapytała tak cicho, że ledwo co usłyszałem.
- Jestem przy Tobie kochanie - dałem jej buziaka.
- Co mi jest ? - wiedziała, że coś jej jest, odgadła to po mojej minię.
- Nie wiem jak Ci to powiedzieć ...
- Prosto z mostu - rzuciła.
- Masz raka mózgu - spuściłem głowę i po moich policzkach spłynęły łzy.
- Nie .... - wyszeptała i również się popłakała. - A co z dzieckiem ?
- Wasze życie jest zagrożone.
- Nie ... ja już nic nie chce wiedzieć - cały czas spływały jej łzy, a ja nic nie mogłem zrobić.
- Posuń się - powiedziałem, a ona to zrobiła. Położyłem się koło niej i ją mocno przytuliłem. Leżeliśmy tak przez jakieś 30 minut.
- Kochanie ty dzisiaj masz mecz, więc idź na trening i nie przejmuj się mną - rzuciła.
- Nie zostawię Cię samej - odparłem.
- Cała Polska na Ciebie liczy i ja na Ciebie liczę więc nas nie zawiedź - posłała mi lekki uśmiech.
- Dobrze, ale od razu po meczu przyjdę do Ciebie - pocałowałem ją i opuściłem jej salę. Po wyjściu ze szpitala od Weroniki, udałem się do hotelu. Po jakiś 30 minutach byłem już na miejscu, wszedłem do środka i kierowałem się do pokoju, gdy nagle usłyszałem jak ktoś mnie woła :
- Lewy ! - odwróciłem się i spojrzałem w kierunku , gdzie mnie wołano. Zobaczyłem w holu całą kadrę i podszedłem do nich.
- Boże Robert gdzie ty byłeś ? - zapytał Łukasz.
- W szpitalu - odpowiedziałem.
- Co się stało ? - zapytał Kuba.
- Teraz jest najważniejszy mecz i skupmy się na nim - powiedziałem - Ja idę po torbę.
- Okej - odparł Wojtek. Ruszyłem do pokoju po torbę i zszedłem do reszty chłopaków.
- Gotowi ? - zapytał Fornalik.
- Tak - odpowiedzieliśmy wszyscy i ruszyliśmy do naszego autobusu i pojechaliśmy na Narodowy. Gdy już tam dotarliśmy, zobaczyliśmy pełno fanów i fanek, którzy krzyczeli " Polska ! ". Ten widok zapierał dech w piersiach, oni w nas wierzą. Wysiedliśmy z pojazdu i od razu ten cały tłum rzucił się na nas. Rozdaliśmy parę autografów i weszliśmy do stadionu i poszliśmy do szatni. Przebraliśmy się i wyszliśmy na murawę, na rozgrzewkę. Zawodnicy Ukrainy również się już rozgrzewali. Szukałem wzrokiem po trybunach Klaudii i znalazłem ją. Wszedłem na te trybuny :
- Klaudia muszę Ci coś powiedzieć -powiedziałem poważnie.
- Słucham ? - uważnie mi się przyglądała.
- Weronika ma raka mózgu i musi jak najszybciej przejść operację ... - powiedziałem jej to samo co mi lekarz. Spojrzała na mnie i popłynęły jej łzy, przytuliłem ją.
- Ona jest silna i będzie walczyć do końca, zawsze tak robiła - odparła.
- Po meczu jadę do niej jedziesz ze mną ?
- Oczywiście - odpowiedziała.
- Okej to czekaj przed stadionem, a teraz już uciekam - dałem jej buziaka w czoło i poszedłem z powrotem na boisko, gdzie wszyscy się rozciągali, więc do nich dołączyłem. Do meczu zostało tylko 5 minut, więc zeszliśmy do szatni i tradycyjnie przed spotkaniem, trener mówił nam słowa otuchy. Zdeterminowani wyszliśmy na murawę po zwycięstwo. Gwizdek sędziego rozbrzmiał. Od pierwszej minuty to my dominowaliśmy i w 15 minucie zamieniło się to na moją bramkę. Skończyła się pierwsza połowa 1:0 dla nas. Zaczęła się druga część spotkania, zaczęła się z korzyścią dla Ukrainy, ponieważ strzelili gola po dobrym dośrodkowaniu. Zbliżał się koniec meczu i trochę straciliśmy nadzieję na wygraną, jednak w 88 minucie Piszczek zapewnił nam wygraną. Minęły trzy minuty i sędzia zakończył mecz, a na trybunach kibice oszaleli z radości. Śpiewali, krzyczeli i robili wszystko co się tylko dało. My zeszliśmy do szatni w dobrych humorach, ale ja ciągle byłem myślami przy ukochanej. Przebrałem się i wyszedłem z szatni :
- Panie Robercie - usłyszałem mi znajomy głos.
- Szymon - uśmiechnąłem się przywitałem się z chłopcem. - Jak Ci się podobał mecz?
- Był bardzo fajny - odwzajemnił uśmiech. Pogadaliśmy jeszcze trochę, dałem mu autograf i swoją koszulkę.
- Przepraszam Szymon ja muszę już iść.
- Do widzenia - przytulił się do mnie. Byłem już prawie przy wyjściu :
- Robert poczekaj ! - podbiegł do mnie Błaszczu i Piszczu.
- Co jest ? - rzuciłem.
- To my się pytamy co jest ? - wyszczerzył oczy Łukasz.
- Muszę jechać do szpitala - odparłem.
- Ale po co ?
- Weronika ... - spuściłem głowę.
- Co z nią ?! - krzyknęli równocześnie.
- Ma raka ...
- Ale jak to ? - wtrącił Szczęsny.
- Dobra jedziemy do niej - rzucił kapitan reprezentacji.
- Tylko, że nie mam teraz auta - lekko się uśmiechnąłem.
- To nic - odparł Kuba. - Trenerze możemy teraz jechać do szpitala ?
- No oczywiście, ale po co ? - zapytał trener.
- Do Weroniki - wtrącił się bramkarz reprezentacji.
- Dobra to zbieramy się - posłał nam uśmiech i ruszyliśmy do autobusu. Nawet nie zauważyłem, a byliśmy już na miejscu. Cała drużyna wysiadła z transportu i ruszyliśmy do szpitala. Gdy byliśmy już w środku, usłyszeliśmy ciche piski i szepty. Poprowadziłem nas do sali ciężarnej, zapukałem lekko w drzwi i je uchyliłem.
- Kochanie - powiedziałem.
- Wchodź - rzuciła i posłała uśmiech.
- Masz gości - otworzyłem szerzej drzwi i wparowaliśmy wszyscy do jej sali.
- Cześć ! - przywitali się, posyłając jej uśmiech i dając buziaka w policzek.
- Cześć 0 odpowiedziała szczęśliwa. - Co wy tu robicie ? Idźcie świętować.
- Odwiedzamy Cię - zaśmiał się Marcin - A co nie cieszysz się ?
- Nie no oczywiście, że się ciesze.
- Kochanie jak się czujesz ? - zapytałem siadając na jej łóżko.
- Lepiej - odparła i pocałowała czule.
- A to za co ?
- Za to, że jesteś przy mnie i za tą piękną bramkę - uśmiechnęła się.
- Wiesz przecież, że nigdy Cię nie zostawię - dałem jej buziaka - A ten gol był dla Ciebie.
- Och dziękuje. Chłopaki wspaniały mecz i zasłużyliście na wygraną - pogratulowała reszcie.
- Dziękuje - odparli. Wszyscy rozmawiali i się śmiali, nagle dostałem sms'a od Reus'a :
" No nareszcie Lewusku :D Gratuluje pięknego gola :) Mario i Ilkay również Ci gratulują jak i cała Borussia. "
Szybko mu odpisałem :
" Dziękuję :) Zasłużyliśmy na te zwycięstwo. "
Długo nie musiałem czekać na odpowiedź od Marco. Uwielbiał pisać sms'y.
" Pewnie teraz świętujecie ? :> "
Odpisałem mu :
" Nie świętujemy, siedzimy w szpitalu u Weroniki, ale pewnie zaraz wszyscy pójdą do baru i zostanę tylko ja i Klaudia. "
Po minucie otrzymałem odpowiedź :
" Boże, co się stało ?! ;o "
Szybko odpisałem :
 " To nie jest rozmowa na telefon, jak wrócimy ze zgrupowań to pogadamy,a i powiedź Goetzemu, że jest totalnym idiotą i, że nie dopuszczę do tego rozwodu. On nawet nie wie co ona teraz czuje :< Tęsknie za wami i kocham was ;p ! "
Już nic mi nie odpisał. Schowałem telefon i do sali wszedł lekarz:
- A co tu się dzieje ? W sali mogą tylko przebywać dwie osoby, a nie dwadzieścia - zaśmiał się.
- Mu już wychodzimy - powiedział trener.
- No dobrze i gratuluje zwycięstwa - posłał nam uśmiech.
- Dziękujemy.
- Robercie zapraszam pana do mojego gabinetu - zwrócił się do mnie.
- Dobrze - odpowiedziałem. Pożegnałem się z kumplami i ruszyłem za doktorem. Weszliśmy do jego biura :
- Proszę usiąść - pokazał na krzesło, które stało na przeciwko niego.
- Co jest z nią ? - od razu przeszedłem do rzeczy.
- Więc tak, stan pani Weroniki .....
******************************************************
Przepraszam, że was tak męczę, ale przez jakiś czas będziecie musieli się przyzwyczaić ;p Ten rozdział jest dla wszystkich, którzy to czytają i komentują <3 Dziękuje za tak ciepłe i miłe słowa jakie dostaje <3 To daje mi taką motywację do dalszej pracy, bez was to nie byłoby to samo :3 
CZYTASZ = KOMENTUJESZ <3

środa, 1 maja 2013

Rozdział 34

- On powiedział, że ..... - urwała, ponieważ nie mogła opanować łez.
- Co powiedział ?! - byłam strasznie zdenerwowana, a to nie było dla mnie dobre, szczególnie w ósmym miesiącu ciąży.
- Chce ze mną rozwodu ! - wykrzyczała, a ja osłupiałam. Nie wiedziałam co mam robić. Klaudia rzuciła się na łóżko i płakała w poduszkę. Położyłam się koło niej i ją przytuliłam.
- Kochanie, proszę nie płacz - prosiłam ją, bo sama zaczęłam płakać. Nie lubiłam gdy ona płacze, bo wtedy ja również.
- Jak mam nie płakać ?!
- Przepraszam - wyszeptałam. Przez jakąś godzinę leżałyśmy na łóżku, głaskałam Klaudie po głowie, a ona cały czas płakałam. Usłyszałam pukanie do drzwi. :
- Proszę - rzuciłam. Do pokoju wszedł Robert.
- Kochanie idze.... - nie dokończył, bo zobaczył jak płacze razem z Klaudią. - Co się stało ?
- Mario .... - wyszeptała moja przyjaciółka.
- Ale co Mario ? - próbował się dowiedzieć o co chodzi.
- Nie teraz Robert - rzuciłam. - Klaudia spróbuj zasnąć - powiedziałam do przyjaciółki.
- Dobrze - powiedziała. Zeszłam z łóżka i poszłam do łazienki, a Lewandowski ruszył za mną. Zamknęłam drzwi od łazienki i bez słowa wtuliłam się w ukochanego, wybuchając płaczem.
 -Kotek - przytulił mnie.
- Mario chce rozwodu z Klaudią - oświeciłam go.
- Co ?! Czemu ?
- Bo Klaudia dzisiaj spotkała swojego byłego no i on ją pocałował i oczywiście media zrobiły im zdjęcie i jest to już wszystko na internecie.....
- Nie to nie prawda - odsuwał od siebie tą myśl.
- Niestety tak ... - mocniej przytuliłam się do Lewego.
- Nie płacz, jeszcze wszystko się wyjaśni. Spójrz na mnie - podniósł moją twarz tak, abym go widziała i mnie namiętnie pocałował.
- Robert ogarnę się i możemy iść - powiedziałam.
- Dobrze, czekam na Ciebie u siebie w pokoju - posłał mi uśmiech i wyszedł. Przebrałam się, pomalowałam lekko i przeczesałam włosy szczotką. Wyszłam z łazienki i spojrzałam czy przyjaciółka śpi. Na szczęście zasnęła. Wzięłam torebkę i wyszłam z pokoju. Po kilku sekundach byłam już u Lewego.
- Robert jestem już gotowa - oznajmiłam.
- Ja też - dał mi buziaka.
- Nie chce zostawiać Klaudii samej, bo nie wiadomo co zrobi jak się obudzi.
- Nie zostanie sama, my ją przypilnujemy - wtrącił się Kuba.
- Naprawdę ?
- Tak - posłał mi uśmiech Łukasz.
- Jesteście kochani - podeszłam do nich i przytuliłam.
- Wiemy.
- To co kochanie idziemy ? - zapytał napastnik.
- Oczywiście - złapałam go za rękę i wyszliśmy z pokoju, a potem z hotelu. - A gdzie idziemy ?
- Zobaczysz - zrobił swój ten tajemniczy uśmieszek. - Pięknie wyglądasz.
- Dzięku ... - nie dokończyłam, ponieważ mój narzeczony dał mi dłuuugiego całusa. - Dziękuje - dokończyłam, gdy ten skończył tego swojego całusa. Ponownie nasze palce się splotły i ruszyliśmy dalej. Nie wiedziałam gdzie idziemy, Robert gdzieś mnie prowadził, jakimiś uliczkami nie ukrywam, bałam się trochę.
- Robert, gdzie my idziemy ? - zapytałam podirytowana.
- Nie denerwuj się, jesteśmy już niedaleko - posłał mi uśmiech. - Kotek musisz teraz zamknąć oczy.
- Ale czemu ? - zapytałam.
- No proszęęęę - zrobił maślane oczka.
- No dobrze, ale masz mnie trzymać, bo jak się wywalę to nie będzie zabawnie - zaśmiałam się.
- Obiecuje będę Cię trzymać. Masz nie podglądać.
- Dobrze.
- Dla pewności zakryję Ci oczy - zaśmiał się i zasłonił mi oczy swoimi dłońmi. Szliśmy tak przez chwilę i nareszcie Robert zdjął mi dłonie z oczu, a ja ujrzałam piękny widok.
- To dla mnie ? - zapytałam z niedowierzaniem.
- Tak - spojrzał na mnie.
- Kocham Cię - z moich oczu popłynęły łzy szczęścia.
- Ja Ciebie też - na moich wargach zagościły jego usta. Gdy się od siebie odsunęliśmy, podeszliśmy do stolika i zaczęliśmy romantyczną kolację. Gdy konsumowaliśmy jedzenie cały czas na siebie spoglądaliśmy.
- Mam szczęście, że mam takiego wspaniałego faceta jak ty - uśmiechnęłam się, choć na chwilę mogłam zapomnieć o problemach.
- A ja mam szczęście, że mam tak wspaniałą kobietę jak ty - odwzajemnił uśmiech.
- A jak tak przed meczem ? - zapytałam.Gdy zjadłam posiłek wstałam i podeszłam do Roberta i usiadłam mu na kolanach.
- Jak na razie dobrze - odparł.
- Wiesz, że Cię kocham ? - zapytałam z chytrym uśmieszkiem.
- Wiem - zaczął mnie całować po szyi.
- A wiesz jak bardzo ?
- Tak - odpowiedział pomiędzy pocałunkami. Nagle nasze usta się spotkały i nasze pocałunki stawały się coraz zachłanne. Robert całując mnie próbował rozpiąć mi sukienkę, gdy nagle strasznie zabolał mnie brzuch i źle się poczułam.
- Robert .... ! - krzyknęłam.
- Co się stało ?! - zapytał zaniepokojony.
- Źle się czuje ! Kręci mi się w głowie i jest mi niedobrze.
- Dzwonie po karetkę - pospiesznie wyjął telefon z komórki i zadzwonił po pogotowie. Po jakiś 20 minutach karetka była na miejscu i zabrali mnie do szpitala, Lewy pojechał razem ze mną. Gdy znalazłam się w szpitalu od razu zabrali mnie na badania.
Robert :
Nasz romantyczny wieczór skończył się w szpitalu. Bardzo martwiłem się o Weronikę i o nasze dziecko. Pojechali z nią od razu na badania, a ja siedziałem w poczekali cały w nerwach. Po jakiś 35 minutach podszedł do mnie lekarz.
- Pan jest narzeczonym pani Weroniki ? - zapytał.
- Tak - pospiesznie odpowiedziałem.
- Pańska narzeczona ...
***********************************************
No to macie następny rozdział :) Trochę krótki, ale to nic ;p I przepraszam was za to, że trzymam was tak w niepewności <3 Komentarze mile widziane :3
BVB W FINALE !!!!!!!!! Omal wczoraj zawału nie dostałam ;p Cieszę się bardzo z wygranej pszczółek <3


BOŻE UMIERAM ! BORUSSIA W FINALE <333333333333333 OD SAMEGO POCZĄTKU W NICH WIERZYŁAM ! <33333333333333333333333333333

PS. Pozdrawiam ludzi, którzy nie wierzyli w nasze kochane pszczółki ...... i hejtowali ich -.-